Opis miejscowości Palomino w przewodniku LP przedstawia się następująco:
"Off the highway from the nondescript town of Palomino lies in a stretch of archetypically beautiful Carribbean beach framed by two stunning rivers. [...] a trip here will invigorate your faith in simple pleasures of swimming and wandering on an empty beach, buying a fish from a local, cooking it on a fire and eating it as the sun sets."
Byliśmy już BARDZO zmęczeni ciągłą podróżą. Wszędzie zatrzymywaliśmy się na max 2 dni i nawet nie było czasu porządnie rozpakować plecaka. Marzyliśmy o tym, żeby pobyć w jednym, ładnym miejscu przez kilka dni, odpocząć od ciągłego pakowania się i noszenia całego dobytku na plecach. Przeczytawszy powyższy opis w przewodniku, stwierdziliśmy, że Palomino to jest to! Że chcemy leżeć plackiem na plaży, kąpać się w morzu i nic nie robić, najlepiej z dala od ludzi i wszelkiego przemysłu.
Okazało się, że:
- w Palomino jest ładna i ogromna plaża, nad rzeką - zgadza się
- plaża jest prawie pusta - zgadza się
I to wszystko, co się zgadzało... poza tym:
- nie dało się kąpać w morzu, bo mimo braku jakiegokolwiek wiatru było ono wściekłe, fale biły we wszystkie strony, a w dodatku plaża schodziła do morza tak stromo, że metr od brzegu pewnie by mnie kryło
- świeżą rybkę, to chyba można sobie samemu złowić, w tej wiosce są 2 restauracje, które serwują dokładnie to samo, co knajpy w innych miastach i wcale nietanio
- w wiosce jest jeden hostel, cena nie jest najlepsza, a warunki w pokoju poniżej granicy wstydu (np. mrowisko na podłodze)
Ale o tym przewodnik nie wspomina ;]
Droga na plażę jest w Palomino baaaardzo długa, ale jaka piękna i zróżnicowana! Idzie się wiejską drogą przez pola, obok pięknej rzeki, przez trzciny, przez las... zobaczcie zdjęcia :)
Pobyliśmy tam jeden dzień i postanowiliśmy w poszukiwaniu karaibskiego raju pojechać do kolejnej miejscowości - słynnej w Kolumbii Santa Marty.