Do Parku Tayrona można się bardzo łatwo dostać z Santa Marty jakimkolwiek autobusem jadącym na wschód i nie warto kupować transportu w agencjach podróży (a proponowano nam to kilkukrotnie). Bagaż warto (a ja bym powiedziała, że nawet trzeba) zostawić np. w hostelu i wziąć do parku ze sobą jak najmniej. Wstęp kosztuje ok. 70zł, ale... jak się posiada legitymację studencką, to jest 14zł, oczywiście trzeba zapytać o zniżkę! Ja pokazałam najpierw przeterminowaną kartę Euro 26 Student, a potem aktualną kartę Euro 26 Classic i wszystko poszło bardzo ładnie, weszłam na tanio :) postanowiliśmy nie żałować sobie na obiad - a czytaliśmy już przed wejściem, że ceny jedzenia i picia w parku są porażające.
Kiedy po długiej drodze doszliśmy do pierwszej restauracji i zobaczyliśmy ceny, to naprawdę nas poraziło. Najtańsza rzecz (chyba zupa) kosztowała jakieś 30zł... po dłuższych oględzinach menu stwierdziliśmy, że chyba jeszcze zaryzykujemy trochę głodówki i poszukamy czegoś innego (tutaj warto zauważyć, że w środku parku narodowego, po 2h marszu przez dżunglę perspektywy nie były za wesołe). Na szczęście tuż za rogiem była druga restauracja, znacznie tańsza! Tutaj za 30zł dało się zjeść normalny obiad :)
Przy wejściu do parku przechodzi się bardzo dokładną rewizję - nie wolno tam wnosić alkoholu. Nie wiem ile to kosztuje, ale od wejścia do pierwszej "miejscowości" (Canaveral) warto wziąć busa, bo potem jeszcze człowiek się dużo namaszeruje. My szliśmy od początku i przeszliśmy całą trasę. Pomiędzy poszczególnymi "miejscowościami" powyznaczane są ścieżki, miejscami bardzo łatwe - na drewnianych podestach, a miejscami bardzo trudne - trzeba skakać po skałach nad bardzo głębokimi szczelinami (tak się idzie z Cabo San Juan do Pueblito - kolejne ruiny miasta inkaskiego w dżungli).
Ogólnie Park Tayrona BARDZO mi się podobał. Połączenie dżungli i morza - coś pięknego! Gdyby tylko w tym morzu można było się kąpać... ale prawie wszędzie był zakaz kąpieli, powystawiane znaki z liczbą osób, które się tam utopiły (około 200!), a zresztą jak się patrzyło na to morze, to i tak się nie chciało w nim kąpać, po prostu wściekła kipiel. Park, mimo dość rozwiniętej infrastruktury, wygląda naprawdę naturalnie i można zobaczyć ciekawe zwierzęta (np. kraby, iguany i coś jeszcze, czego nie udało nam się zidentyfikować). Ptaki śpiewają bosko :)
Noclegi w parku są bardzo drogie, ale jeśli chce się przejść całą trasę w parku, a nie jest się kompletnym hardkorowcem, to chyba trzeba z jednego skorzystać. My zapłaciliśmy za namiot 2-osobowy 80-90zł (nie pamiętam dokładnie). Warunki w łazience na polu namiotowym aż trudne do opisania... ściany całe czarne od grzyba, prysznice (czyli cienkie rurki wystające ze ściany) nie są od siebie pooddzielane, więc pełna integracja :P w dodatku ja w łazience natknęłam się na ogromną, skaczącą żabę :)
Jeśli chodzi o kąpiel, to my nie próbowaliśmy, ale najlepszym miejscem do tego wydawało się Cabo San Juan - bardzo ładna zatoczka, czysta, spokojna woda i do tego ładny widok. Niestety w tym miejscu nocleg był koszmarnie drogi - najdroższy w całym parku. Co tu więcej opowiadać - popatrzcie na zdjęcia (i pomnóżcie urodę tego co widzicie x20).