Po pociagu pojechalismy autobusem do miejscowosci Canar, a stamtad do wioski Ingapirca, gdzie sa te ruiny, o ktorych pisalam.
Jesli chodzi o mnie to bylam nimi zachwycona. Piekne gory dookola, lekka mgielka, pasace sie lamy, slady nieistniejacej cywilizacji, jest tam cos mistycznego. W ogole jest dla mnie niepojete, ze w XV w kiedy u nas byla juz panstwowosc itd, w Ameryce Poludniowej zyli jeszcze jacys Inkowie...
Z praktycznych rzeczy: bilet studencki kosztuje $3 i jest dwa razy tanszy niz normalny, wiec warto pytac. W cenie biletu jest przewodnik, trasa po ruinach trwa kolo godziny, a potem mozna jeszcze przejsc sie po okolicznej wiosce, gdzie tez sa slady Inkow (kolejna godzina).
Sama wioska nic wiecej nie ma. No moze dosc ladny skwerek w centrum. W ogole tu w Ekwadorze, to chyba wlasnie tak robia, zeby w centralnej czesci miasta / wioski byla zielen albo wrecz taki minipark.