Kiedy w Maracaibo wsiedliśmy do autobusu jadącego do Maicao, które znajduje się już po kolumbijskiej stronie granicy, wydawało się, że już nic więcej nie wydarzy się w Wenezueli. Chcieliśmy już wydostać się z tego kraju, bo jest on taki... inny. Powiedziałabym, że nieprzyjazny, chociaż ludzie wydawali się być w porządku. Ale te rewizje, ta przygoda z kupnem biletu, te nudy w Meridzie jakoś wpłynęły na nas negatywnie.
Niestety łatwo nie było, bo w połowie drogi autobus się zepsuł. Wszyscy wysiedli i chwilę później zniknęli w licznych taksówkach, które podjechały jedna za drugą i zabrały miejscowe dzieci do szkoły, a ludzi do pracy i zostaliśmy na przystanku tylko my, biali. Nie chcieliśmy brać taksówki, bo do granicy było jeszcze ok. 1,5h drogi i wiedzieliśmy, że z nas zedrą. Postanowiliśmy poczekać godzinę na następny autobus, ale po chwili zatrzymał się ładny, nowy suv i pan zapytał czy nas gdzieś podwieźć. Tym sposobem odbyliśmy naszą jedyną podróż "na stopa" (chociaż nie tak zupełnie, bo to pan złapał nas, a nie my jego:P). Byłoby całkiem spoko, gdyby facet... nie miał broni ;] okazało się, że pracuje w straży granicznej (czy też policji), na początku mu nie wierzyliśmy, ale jak zatrzymywał się na pogawędkę przy każdym posterunku, to nas przekonało. Plus był też taki, że uniknęliśmy zapewne kolejnych 5 rewizji :P
Pan nas zawiózł do miasteczka, skąd jeździły taksówki do innego miasteczka, skąd jeździły autobusy do Maicao, upewnił się, że taksówkarz nas nie ograbi i jeszcze pytał czy mamy pieniądze na dalszą podróż. Także bardzo miło się skończyło :)
Stamtąd już z górki - godzina jazdy 50-letnim samochodem osobowym w 7 osób, przesiadka na pakę pick-upa, gdzie zmieściło się jakieś 13 osób (nasze bagaże jechały na dachu z kozą i pomocnikiem kierowcy) i wysiadka na granicy... uff to naprawdę było harkorowe - taka Ameryka Południowa z wyobrażeń :)
Wkurzył nas natomiast podatek wyjazdowy z Wenezueli, 120 boliwarów - nawet tyle nie mieliśmy przy sobie. Dopłaciliśmy więc wszystkimi kolumbijskimi pieniędzmi jakie tylko mieliśmy przy sobie i zostaliśmy z niczym. Z granicy do Maicao musieliśmy wziąć taksówkę, bo pick-up na nas nie poczekał. Mieliśmy dokładnie 0 pieniędzy, ale poprosiliśmy do bankomatu ;) w Maicao już znaleźliśmy normalny autobus do Palomino, z tylko jedną przesiadką.