Jeepami dojechaliśmy do miasta Nefta i tam przesiedliśmy się w dorożki konne. Pojechaliśmy w las:P przynajmniej tak wyglądała ta oaza - duuuża, z polnymi drogami, różnymi roślinami i mnóstwem palm. Spróbowaliśmy świeżych daktyli, soku z palmy, obejrzeliśmy popisowe wejście tubylca na bosaka na sam czubek palmy (!) i pojechaliśmy dalej, w sumie to już do hotelu.
Hotel rewelacja! Pięknie położony, z widokiem na miasto, za miastem oaza, a za oazą już bezkresna pustynia. Jedzenie bardzo dobre i urozmaicone. Mrówki 3-4-centymetrowe:] żarcik, była tylko 1, a pan przewodnik powiedział, że to i tak dziwne, bo to mrówka egipska i po prostu musiała się bidulka zaplątać z jakąś karawaną z Egiptu.