Wieczorem udaliśmy się do chłopaka (pana?), który miał nas przenocować. Za nocleg zapłaciliśmy po 6 lita czyli ok 10 zł... Warunki były... powiedzmy, że złe;] w pokojach śmierdziało, musiałam spać w ubraniach, bo brzydziłam się położyć na łóżku - stęchły materac, poplamiona poduszka (zamiast niej użyłam swojego swetra), śmierdzący koc. W kiblu nie działała spłuczka, dobrze, że chociaż prysznic był w miarę normalny:]
Według moich obserwacji w Gruzji papier toaletowy nie należy do ubikacji, ale do osoby. Czyli za każdym razem trzeba go do ubikacji nosić i zabierać ze sobą. My zostawiliśmy nasz, to po 2h już go nie było.
Nasz gospodarz był całkiem fajny i miły, ale miał bardzo interesujących kolegów. Mieli nas wieczorem zabrać na wodospad, ale kolega był... kompletnie pijany i wcale mu to nie przeszkadzało wziąć do samochodu 6 osób. Kiedy zapytaliśmy Adama (naszego gospodarza) czy policja na takie coś nie reaguje, powiedział, że w Gruzji to całkiem normalne, że w 1 samochodzie jest 7 osób i że się prowadzi po alkoholu;] więcej pytań nie było.
Poza tym spędziliśmy miły wieczór na plaży, piliśmy piwko i siedzieliśmy na leżakach, morze było spokojne.... super atmosferka:)
Na wodospad pojechaliśmy następnego dnia, ale tylko 5 osób, bo reszta bała się wsiąść do samochodu z "miłym" kolegą:] a ten wodospad to mały, jak nie wiem co! w ogóle niewarto było tam jechać:P
W Gruzji rośnie bardzo dużo różnych roślin: babmusy, kiwi, cytrusy i inne owoce. Tylko banany nie chcą:]
Język gruziński jest bardzo interesujący - mają swój własny alfabet (unikalne znaki tylko dla ich języka) i głoskę, której żaden normalny człowiek nie jest w stanie wymówić: głębokogardłowe "h" :)
No i deszcz... w tym kraju ciągle pada! dlatego chyba jest tak zielono:P