Z Quito do Banos przyjechalismy kolo polnocy, ale na szczescie tuz po wyjsciu z autobusu zlecieli sie oferenci kwater i szybko znalezlismy cos za $5 od osoby, i tak zostawalismy tam na 1 noc, wiec wzielismy to w ciemno. Nastepnego dnia wieczorem jechalismy do Riobamby, zeby tam wsciasc w piatek rano w turystyczny pociag do Sibambe, ktory jezdzi tylko 3x w tygodniu (tak twierdzilo Lonely Planet i informacja na scianie w hostelu w Quito).
Banos, jak nazwa wskazuje, slyna z goracych zrodel. W miasteczku jest kilka kompleksow, gdzie mozna kapac sie w goracych basenach.
My jednak nasz dzien zaczelismy od wypozyczenia rowerow i wycieczki szlakiem wodospadow droga, ktora wg informacji turystycznej byla wytyczona wlasnie dla rowerow. Okazalo sie, ze 80% trasy to jazda ruchliwa asfaltowka bez pobocza, co przy ich stylu jazdy nie bylo najbezpieczniejsze. Jedynie czasami droga dla rowerzystow biegla bokiem i tam jechalo sie swietnie. Takze za infrastrukture ich nie pochwale. Natomiast widoki na tej ok. 20-kilometrowej trasie sa niesamowicie piekne. I nie mowie tu o wodospadach, bo zeby zobaczyc wiekszosc z nich z bliska trzeba bylo placic, a nie byly one az tak atrakcyjne, zeby to robic. Zielone gory, przesloniete chmurami dalekie szczyty, doliny, rwaca rzeka - to wszystko skladalo sie na naprawde piekny krajobraz. Niestety w pierwsza strone niemilosiernie zmoklismy, wiec potem mimo, ze slonce nawet wychodzilo zza chmur, ciezko bylo sie do konca wysuszyc.
W ogole z ta pogoda, to jest chyba tak, ze przyjezdzajac do krajow w tej strefie klimatycznej, czlowiek powinien przynajmniej raz dziennie spodziewac sie porzadnego deszczu (lub gradu jak w Bogocie), ktory bedzie trwal niewiadomo jak dlugo. Dobra i sloneczna pogode powinno sie traktowac jak mila niespodzianke. Ja niestety przyjechalam z innym nastawieniem i moze przez to kazdy deszcz mnie wkurza i tez dziwi w pewnym sensie, nie traktuje go jeszcze jak normalnosc, a chyba powinnam zaczac.
Podczas wycieczki rowerowej zatrzymalismy sie na obiad i w tej restauracji byla gadajaca papuga!!! Siedziala na drzewie i cos tam sobie gaworzyla i do przechodzacych ludzi mowila "hola". Jak sie cos mowilo to powtarzala, ale najlepsze bylo jak grupka dziewczyn wybuchla smiechem, a papuga zaczela sie smiac tak samo jak one! Niesamowite, chyba sobie kiedys kupie takie zwierze :)
Po rowerach poszlismy do basenow. Przyznam szczerze, ze szlam tam troche zmarznieta (w gorach jest zwykle kolo 15 stopni mimo bliskosci rownika, a wieczorami robi sie naprawde zimno) i mialam obawy co do temperatury tej wody. Ale woda w jednym z basenow okazala sie tak goraca, ze parzyla! Jak sie weszlo, to czlowiek czul sie jak w saunie, nie dalo sie tam za dlugo wytrzymac. Byl tez drugi basen z troche chlodniejsza woda, ale byl tak okupowany przez ludzi, ze mozna bylo co najwyzej do niego wejsc i stac w miejscu. Byl jeszcze zwykly basen do plywania z zimna woda, ale jakos przy tej temperaturze powietrza sie nie skusilismy. Ogolnie takie baseny to fajna sprawa, szkoda ze w Polsce nie ma ich zbyt wiele, chocby w Cieplicach, gdzie sa do tego warunki.
Wieczorem pojechalismy do Riobamby. Oczywiscie bezposredni autobus nie przyjechal, wiec po ponad godzinie czekania wsiedlismy do autobusu do innej miejscowosci zeby stamtad pojechac do Riobamby.