W Riobambie tak sie grzebalismy, ze do Alausi przyjechalismy poznym popoludniem. Pochodzilismy po miasteczku i dowiedzielismy sie od straznika zamknietej juz stacji, ze pociag Alausi - Sibambe - Alausi kosztuje tez $20! Stwierdzilismy, ze no dobra. Raz w zyciu sie jest w tym miejscu i moze rzeczywiscie warto.
Rozwazalismy przejscie ok 40 km gorami szlakiem Inkow do miejscowosci Ingapirca, gdzie znajduja sie ruiny inkaskie, najwazniejsze w Ekwadorze. Nie moglismy jednak kupic nigdzie namiotu w tym jak sie pozniej okazalo 40-tysiecznym miescie (naprawde nie wygladalo). Bylo tez kilka innych powodow, dla ktorych postanowilismy pojechac do Ingapirca autobusami.
Nastepnego dnia wcielilismy nasze plany w zycie. Rano udalismy sie na stacje kolejowa o 7 rano gotowi zaplacic $20 za przejazdzke pociagiem, ale jak zwykle zapytalismy czy nie ma nic tanszego i... bylo. Ta sama trasa tylko innym pociagiem i godzine pozniej kosztuje $6,5 od osoby! Oczywiscie ta tansza opcja nie zawiera przewodnika (pan maszynista pelnil te role), zwiedzania muzeum (ktore bylo otwarte i kazdy mogl tam wejsc) i coffee breaka (no dobra, wydalismy na kawy $3). Chyba i tak wyszlismy na plusie, ale strasznie beznadziejne jest, ze nie informuja o obu opcjach cenowych, tylko o tej drozszej. Przejazdzka nie byla dluga, sam Nos Diabla nie byl jakos bardzo straszny, ale widoki calkiem ladne, gdyby tylko nie ta mgla.