Po przyjeździe do Antakyi udaliśmy się do miejsca spotkania z pozostałymi grupami. Przeszliśmy przez bazar - bardzo malowniczy jak to we wschodnich krajach, miasto wydawało się być dość zacofane - wąskie, brudne uliczki, małe sklepiki, itp. Na miejscu poczekaliśmy chwilkę na 2 grupę (z 3 grupą nie mogliśmy nawiązać kontaktu) i poszliśmy pochodzić po centrum. Okazało się, że w tym mieście jest całkiem sporo turystów! I że można znaleźć całkiem porządne sklepy i ładne, zadbane miejsca.
Antakya to miasto 4 religii - żyją tam Muzułmanie, Chrześcijanie, Żydzi i Prawosławni. Zobaczyliśmy kilka kościołów, kilka meczetów i ja oddzieliłam się od grupy, jako, że wracałam do Gaziantep tego samego dnia (z ambitnym planem pisania projektu w niedzielę, który oczywiście nie wypalił).
Udałam się do najważniejszego miejsca w mieście - Sen Piyer Kilisesi (Kościół Świętego Piotra). Jest to jeden z najstarszych kościołów świata, może nawet i najstarszy. W tym miejscu po raz pierwszy użyto słowa "Chrześcijanie". Kościół był położony na zboczu góry, toteż się tam wdrapałam, zapłaciłam 8TL za wstęp i..... okazało się, że to JEDNA, MAŁA jaskinia! Myślałam, że się wścieknę - zwiedziłam to w pół minuty, a 8 lira poszło...
Pan bileter przynajmniej mówił po angielsku, więc mi poradził jak dojść do dworca, gdzie złapię dolmusza (busa) do Antep.
Po wyjściu z "kościoła" młody chłopak, u którego wcześniej kupiłam kota (tak mamo, tato!!! mam kota na kominek!!!:)))) zaprowadził mnie jeszcze wyżej i pokazał jakieś dziwne tunele i twarz Matki Boskiej wyrytą w skale.
Potem wyruszyłam w lekkim pośpiechu i w lekkim stresie, że nie złapię już dolmusza do Antep, na dworzec. Po drodze spotkałam 2 kolesi, którzy mnie tam zaprowadzili. Jestem z siebie potwornie dumna, bo oni nie mówili ani słowa po angielsku, a zdołałam się z nimi porozumieć na tyle, żeby przekazać gdzie chcę dojechać, kiedy, gdzie mieszkam, co robię i że Gaziantep jest najładniejszym miastem w Turcji :]
Dolmusza na szczęście udało mi się złapać, ale... podróż to była katastrofa! Ten bus się zatrzymywał w każden wiosce po 10 razy! Co 20m ktoś wsiadał, wysiadał, zabierał toboły, pytał coś kierowcę... na początku było ok, ale po 3h myślałam, że mnie szlag trafi!
Ok. 22:00 dotarłam do GAZIANTEP. Wymęczona, ale wyrzucili mnie dość blisko domu, więc doszłam na piechotkę:) No i szczęśliwa, że da się podróżować samej po Turcji:)