Po przyjeździe do Damaszku, tuż po wyjściu z autobusu otoczyła nas zgraja napalonych taksówkarzy, ale my oczywiście nie będziemy przepłacać! Jedziemy syryjskim MPK do centrum! (Centrum Damaszku otoczone jest murami i tam znajdują się główne atrakcje miasta, jak również dzielnica hostelowa).
Pokazaliśmy panu kierowcy karteczkę z tym, co nam Jameel naskrobał w arabskich znaczkach i pan pokiwał głową, że tak - on tam jedzie. W trakcie drogi jednak okazała się rzecz dziwna. Pokazywaliśmy tę karteczkę różnym ludziom, a oni wskazywali dokładnie przeciwne kierunki! Większość twierdziła, że jedziemy w przeciwną stronę i powinniśmy wysiąść! No to w końcu wysiedliśmy (chwilę wcześniej mignęły nam wysokie mury przed oczami, więc stwierdziliśmy, że łatwiej będzie pieszo).
Na ulicy bardzo trudno było się z ludźmi dogadać, nikt nie znał angielskiego i co gorsza nie rozumiał o co nam chodzi z tą karteczką... ale za to widziałam różowe kurczaki!!! serio miały różowe pióra:)
No i szliśmy, szliśmy, z pomocą mapy przystankowej próbowaliśmy zlokalizować choćby kierunek. Aż tu nagle podszedł do nas młody chłopak i zapytał PO ANGIELSKU czy potrzebujemy pomocy. "Tak, potrzebujemy!" No i tak poznaliśmy naszego przewodnika po Damaszku:) Ibrahim studiuje dziennie anglistykę i pracuje w szpitalu po 8h! Powiedział, że ma kilka godzin wolnego czasu i cały następny dzień, więc spędzi z nami ten czas. Więc najpierw udaliśmy się na poszukiwanie jedzenia i hostelu. Jedzenie znaleźliśmy dość tanie, ale fastfoodowe (bułki z różnym "nadzieniem" i o różnych dziwnych nazwach, o skutkach potem;]), hostel znaleźliśmy dość tani (300 SYP), ale z paskudnymi Arabami, którzy próbowali nas dotykać i podglądali w łazience!
Po tych wszystkich formalnościach wybraliśmy się (już sami, gdyż Ibrahim pobiegł do szpitala) na wieczorne zwiedzanie miasta. Generalnie staraliśmy się trzymać wnętrza murów, ale jak wyszliśmy na zewnątrz, to potem szliśmy bardzo długo wzdłuż zanim pojawiła się znów jakaś brama wejściowa:P Cóż ja powiem o centrum Damaszku... piękna architektura: wąskie uliczki, balkoniki, malutkie drzwiczki i okienka do domów. Trochę kościołów (różnych religii), mnóstwo kramów z różnymi towarami (super ekstra tylko, że drogo). Na głównym placu przeogromny meczet, ale zwiedzimy go jutro. Poza tym zamknięta cytadela, ogród botaniczny połączony z restauracją - rewelacja!, dużo kafejek z sziszą, mnóstwo turystów. Pospacerowaliśmy jakieś 3 godziny, obeszliśmy prawie całe wnętrze murów o zmęczeni udaliśmy się spać:)