We wtorkowy wieczór po szalonym dniu na uczelni (pobudka o 6 rano, nauka do egzaminu, którego w końcu nie pisałam, dwukrotny bieg w tą i z powrotem na uczelnię) i w pracy (szkolenie przeprowadzone przez Billa i Suzanne, pobudzające do dzielenia się swoimi odczuciami związanymi z pracą i zespołem oraz afrykańskie tańce wokół świeczki) wieczorem przybyłam na wrocławskie lotnisko.
Miałam lecieć sama, ale spotkałam Anię i Gosię z AIESEC, tak więc do samego Rzymu miałam miłe towarzystwo:)
Jaki ten świat teraz mobilny! Nawet lecąc za granicę spotka się znajomych w samolocie!:)