Zaraz po dotarciu do Aleppo, Jameel zabrał nas na dworzec autobusowy, ale okazało się, ze z tego miasta do Gaziantep autobusy nie jeżdżą, a już na pewno nie w nocy. Siedział za to jakiś pan - Turek, który mówił płynnie po angielsku - i szukał kogoś do taksówki, żeby podzielić koszty. Ja i Ewelina chciałyśmy koniecznie wydać syryjskie pieniądze, bo były nam niepotrzebne, ale z drugiej strony miałyśmy za mało (po 600 SYP, a taksówka kosztowała w sumie 3500). Jednak ten pan był bardzo miły i stwierdził - "dobra, dajcie co macie, ja dołożę resztę i jedźmy", co okazało się dla niego zgubne, jak się zaraz przekonacie :]
Pożegnałyśmy się z ekipką, która została w Aleppo i wyruszyliśmy w stronę granicy.